niedziela, 2 sierpnia 2015

Naprawdę zły dzień!

Wiecie co mi dzisiaj powiedział mój kochany mężuś? Nie uwierzycie. Jestem po prostu wściekła! Otóż mój wspaniały małżonek ośmielił się dzisiaj powiedzieć, że mam cellulitis! Jak już drogi mężu to cellulit (w ogóle faceci nie znają się na rzeczy!). Zresztą jakbym tego nie wiedziała, jakbym nic z tym nie robiła, olała sprawę i się z nim zaprzyjaźniła... A ja z nim walczę wciąż, nieustannie, coraz to nową bronią. I co z tego? Wciąż przegrywam...


Postanowiłam zaatakować go teraz ze zdwojoną siłą. Pomijając skandaliczne moim zdaniem zachowanie mojego męża nie omieszkam stwierdzić, iż cellulit mam i jak nikt pragnę się go pozbyć. Dodatkowo zmobilizowana przez tekst męża postanowiłam zasięgnąć rady bardziej doświadczonej w tej kwestii koleżanki, która często opowiadała o swoich zmaganiach, wizytach u gabinetach kosmetycznych i centrach odchudzania.

Idąc za radą wspomnianej koleżanki mam w planach codzienne długie masaże, regularne stosowanie kosmetyków antycellulitowych (mam ich całkiem sporo jednak zawsze brakło mi motywacji i regularności) i co może okazać się najtrudniejsze przestrzeganie specjalnej diety wspomagającej walkę z cellulitem. Chodzi mniej więcej o to, żeby pić dużo niegazowanej wody, jeść częściej, ale w mniejszych ilościach, ograniczyć cukry bo są tylko pustymi kaloriami, ograniczyć sól bo przyczynia się do zatrzymywania wody w organizmie no i ogólnie zdrowsze jedzenie – mniej tłuszczu, więcej warzyw i owoców itp.

Tym razem muszę wygrać raz na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz